poniedziałek, 22 lutego 2016

sobota, 20 lutego 2016

No i tego.

I posprzedawała w pizdu parę kilo żywicy i co, i myśli że fajna jest, że z głowy ma wydalanie swojego żywotu w obrębie tworzyw sztucznych do internetów. Że jak dosyć miała targania całego towarzystwa od mieszkania do mieszkania, że jak leżą w pudłach pierdylion kilometrów ode mnie, to znaczy że się nie trzeba tym zajmować. Że sobie będę tak siedziała cichutko, sklecała zwierzątka z origami i nikt nie zauważy, że mnie nie zauważa.

A takiego wała.

Siema.

Tak sobie siadłam dzisiaj (huehue, jakbym co najmniej z fotela wstawała, huehuehue, taki cwaniaczek, tak sobie życie ubarwia), pooglądałam szacowne dollsforum, tak sobie spojrzałam na datę pod Safirem i nickiem moim przezacnym, a tam jakiś 2012. Co to w ogóle za data jest, ile ja mam lat, gdzie ja jestem? Także, no, siema. Jednak jeszcze mi się nie znudziło. Tylko mnie taki roczny (!!!!!!!!!!!!!!!) niechciej złapał. Rok będzie od zakupu ostatniej panny, i nie pytajcie co ja przez ten czas robiłam, bo sama nie wiem. Lalkowo to tak totalnie nic, tylko wstecz się poruszałam, zamiast wyjmować nowe lalki z pudełek, to ja stare do kartonów pchałam. Ale podziałał detoks, bo już mnie świerzbi w obie te strony łapy wpychać, tylko że nie dosięgam póki co, więc świerzba tutaj odreagowuję wypisując jakieś berbeluchy, bo i od pisania odwykłam.

Jako, że niczego nowego nie dokonałam, to żeby za pusto w tym bzdurnym wpisie nie było - odgrzewam kotleta z flickra, ale to nieskromnie mówiąc ładny kawał mięcha jest, więc mi ani trochę nie wstyd. Zresztą ich tu jeszcze wcale nie było.


Jako kotlet w poodwykowym wpisie występują Nadieżda i Sasza, Dynamitki wymierzone przeze mnie samą przeciwko mnie samej, bo przecież ja takich lalek nie lubię. Co poradzę, że one mnie owszem i teraz jako jedyne ze mną siedzą na biurku. Póki co.

Nie wiem jak zakończyć biadolenie, więc wstawiam cycki.