niedziela, 30 listopada 2014

Ileż można czytać o tym, co Dollby znów ze szmateksu przytargał. Ileż można patrzeć na te jego potargane paskudy. No toż to przecież szlag człowieka może trafić od samego tytułu kolejnego postu z jego zdobyczami. Tak, jestem zazdrosna. Kto by nie był? No kto? Niech rzuci kamieniem... Ał, ale nie tak mocno!
Ano pozazdrościłam i sama zebrałam się w końcu, żeby wstać rano na ten słynny krakowski targ. No dobra, niezupełnie. Nie wstałam, po prostu się nie kładłam. Ludziom z zaburzonym poczuciem doby tak jest jednak łatwiej. Tak, dopiero co po nieprzespanej nocy z targu wróciłam, jeszcze mam skostniałe palce, bo matkobosko jak tam (w sensie poza kołdrą) jest zimno. Ledwo usiadłam, torba ze skarbami leży, w końcu będą zdjęcia robione przy nieżarówkowym świetle! Wstajemy, wiwatujemy, tańczymy, panie proszą panów!
To ja może od początku zacznę. Pognałam na targ po raz pierwszy tydzień temu, z wielkimi nadziejami na coś plastikowego. I owszem jakieś nóżki tu i ówdzie sterczały. Kudły się nawet złapało. Z tym, że jakoś tak, no nie bardzo, no klonowato, no brudno, no blondynkowato, no generalnie dupy nie urywa. Ale przecież z targu się z pustymi rękami nie wraca, co to to nie! Zdobycze były i to obłędne!


Piękne hostessy są tu jedynie po to, żebyście się nie bali w miniaturkę wpisu klikać. Zdaję sobie sprawę, że taki obraz niósł zapowiedź strasznych rzeczy, na przykład recenzji albo nie daj boże wrażeń z grania, a ja prosty człowiek jestem, który się seksem i przemocą jara i to by mogło być trudne do zniesienia. Bo ja wiem, że moja dzika radość z gier obchodzi was co najmniej średnio i ja to szanuję. Z wyrazami mojego szacunku pokazuję wam zdobycz dzisiejszą:


Heheheheh. Nie no, dobra, już, przechodzimy do lalek.



Ja też nie wiem, po jaką cholerę mi trzecia Chelsea. Miałam dwie i planowałam jedną sprzedać. Tak, , której dałam na imię Sharon, która znalazła sobie wśród moich (no poniekąd, teraz już Magdy, ale wszystko zostaje w rodzinie, nie?) lalek dziewczynę i której podarowałam artykułowane ciałko. Nie mam złudzeń co do tej panienki. Przed wyjściem zastanawiałam się nad samą sobą, bo nagle mi się Everka spodobała. Przecież się nie godzi, przecież to ma łeb jak patelnia, tfu obrzydliwstwo. Ale rude, z ciemną szminką i różowym cieniem. I patrzę na resztę moich lalek. I patrzę na tą Chels. Jestem beznadziejna. Ona też, ma plastikowe nogi których nie może zginać, może je za to rozkładać na boki, także no, ekchm. Miała uszyte przed poprzedniego właściciela majtki. Obawiam się, że ta konieczność wynikła z jej niemoralnego sposobu prowadzenia się...




Następnie mamy takiego o poczochrańca, z bardzo misterną fryzurą i spodniami które skradły me serce od pierwszego wejrzenia. Ekchm, no, buźkę też ma oczywiście śliczną. I znów, w momencie, w którym czaję się na Kaylę z Amazing Nails. Tamtej i tak nie odpuszczę, teraz właściwie tym bardziej. Tak czy inaczej chciałam ciemną Kaylę z upitolonymi włosami. To może tamtej nie będę musiała opitalać. I będą takie urocze bliźniaczki. Wspominałam, jak bardzo jestem beznadziejna? No, to teraz będzie petarda beznadziei!



Spojrzałam, bo fajny kolor włosów miała. Ale nie zamierzałam jej brać, naprawdę. Jeśli już, to tylko żeby umyć, sprzedać i przepić. Nie przyszłoby mi nawet do łba jej zatrzymywać, gdybym nie zaczęła z tą panią, która ją sprzedawała rozmawiać. Pani miała z 60 lat na oko i wielki, fioletowy, ortalionowy płaszcz. I powiedziała mi, że ona to też lalki lubi. Tak sobie wziąć, potrzymać, poczesać. Że ma taką dużą, ładną, co jak dziecko wygląda i takie rączki ma piękne. I że ona to ma cały regał lalek w domu, bo tak się miło na nie patrzy, tak weselej od razu w domu jest, jakoś tak przyjemniej, bo ona jak była mała to takich nie miała, więc ma teraz i się z nich bardzo cieszy. No i powiedzcie, jak nie zatrzymać lalki od poznanej na targu kolekcjonerki, która jest beztrosko nieświadoma istnienia lalkowego kolekcjonerstwa? Której to zupełnie nie obchodzi, ale tak radośnie o swoich lalkach opowiada? O, i maskotki też ma i też lubi. A co do maskotek, mocny akcent na koniec...



Meeeee! Szkoda tylko, że biały koc wstawiłam do prania równo o 6 na złość sąsiadce, żeby nie spała za długo w niedzielę, więc biedaczek poczeka na swoją kolej do mycia. Niestety ma odciętą metkę, więc nie mogę mieć co do niego pewności, ale strasznie mi przypomina koziołka Esmeraldy z Dzwonnika z Notre Dame i tej wersji będę się trzymać, jaka nie byłaby prawda. Kolczyk mu się jakoś dorobi.


Tak przy okazji metek - nie mam seledynowego pojęcia kim są bohaterki dzisiejszego wpisu (poza hostessami oczywiście), więc konia z rzędem (kozła z kolczykiem?) i pół królestwa temu, kto pomoże zidentyfikować. Bóg zapłać, dobranoc!