niedziela, 17 sierpnia 2014

Jak ja nie lubię tego momentu, kiedy na zbyt długo daję sobą zawładnąć lenistwu i niechęciom wszelakim, a potem nie wiem jak się z nich wydostać, żeby jakoś ładnie tu wylądować. Także...

TADAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAM!

No żyję.

Lalki też żyją, mają się świetnie*, prokreacja w stadzie jest wciąż obecna, tylko nie bardzo wiem jak oni się tymi plastikogenami wymieniają, że niewyjściowe gęby moich barbiorozmiarowych samców dają całkiem niezłe rezultaty. Chyba nie chcę w to wnikać. A teraz i tak tej dziatwy mej nowej nie mam jak pokazywać, bo tkwię bez aparatu i owych cudów plastiku na moim rodzinnym końcu świata, w mej małej Korei Zachodniej, z której ani wyjechać ani dojechać, a ja to uczyniłam już drugi raz w ciągu tych wakacji. Chcąc nie chcąc. Bo mnie z mieszkaniem wyciulali. Pozdrawiam Tomeczku, niechaj Cię Czerwona w tyłek ugryzie.
Ano właśnie, czas na zalewanie się łzami, wyśpiewywanie litanii do wszystkich świętych, siedzenie w kącie w szczelnym kokonie z koca, hektolitry lodów i rzewne ballady. Tak drodzy moi, siedzieliście na Czerwonej Złuszczonej po raz ostatni, a kto nie siedział ten frajer pompka! Oni wszyscy siedzieli i zdążyli zrobić sobie wspólną pamiątkową foteczkę:


Patrzcie, jak żeście biedną Czerwoną wysiedzieli! A jak już napatrzycie się na agonię wśród złuszczeń, to można szukać wśród zgromadzonych nowych twarzy. Następnie przejdę do uspokajania i pocieszania rozpaczających.
Otóż będzie nowa kanapa!
Będzie więcej miejsca!
Będzie upierdliwa sąsiadka!
Będzie korkociąg!
*Będzie regał na który powyjmuje w końcu te moje "mające się świetnie" bidy, które zostawiłam bestialsko w pudełkach! I na małym stoliku z Ikei. Ale damy sobie radę z przestrzenią. Jakoś. Kiedyś.

I żeby nie było, że spędzałam dnie tylko kursując po autostradzie, nosząc pudła z gratami i patrząc w sufit. Znaczy no generalnie trochę tak było, ale coś tam się po drodze głupiego zawsze jeszcze zlalkowało. Do Poznania sobie na przykład wyruszyłam, gdzie siedziałam Magdzie na głowie prawie tydzień i śpiewałam na balkonie o mknących po szynach niebieskich tramwajach albo grałam w Transformersy. W natłoku tak ważnych zajęć znalazłyśmy również czas dla innych współlalkujących z Dollsforum i z Dią i Madmadzią raczyłyśmy się urokami kawiarni Angielka, gdzie wszystko byłoby pięknie, gdyby tylko kelnerzy zechcieli stać i nas wachlować. Pan nie zechciał. Ubolewam do tej pory i do tej pory mu tego nie wybaczyłam. Żeby zatrzeć to smutne wrażenie, na pierwszy ogień z relacji zdjęciowej idzie alkohol i kawałek gołej klaty. Niestety nie kelnera.


Jeśli zdjęcie źle podziałało i odczuwacie raczej zazdrość i frustrację, spieszę wylać miód na wasze serca i przełyki!







Wciąż niedosyt? No wiem, też odczułam, czemu ja tak mało zdjęć napstrykałam... Na pocieszenie, dla mnie i dla was - cycki!



Od razu lepiej, od razu jakoś bardziej swojsko, świat znów kręci się w dobrą stronę. A jak już w tą stronę skręcamy, to czas przejść do innych poznańskich głupot czynionych z Magdą. Zostawienie nas z górą plastiku zawsze źle się kończy.





Tak się bawi, tak się bawi BO-RZE-NA! Ale grzeczniej i romantyczniej też potrafię. Serio.


O proszę bardzo, jak miło i grzecznie. Eustachemu co prawda trochę się potem oberwało od jej starszej siostry Teodory za wyjazdowe romansowanie, bo przecież ona ma tylko 14 lat. Ale argument "jestem lalką, już bardziej nie urosnę" okazał się być skuteczny.
Albo tu niżej, znów niewinnie:


 To byłby naprawdę bardzo sympatyczny portrecik, nawet bez żadnych wątków lesbijskich, wszystko spoko gdyby tylko nie przedstawiał dilerki z dziurą w boku przeznaczoną na przemyty i jej najlepszej klientki, gwiazdy porno. Madziu, serio, Internet cierpi na niedobór tak barwnych lalkowych biografii, blogoświatek na Ciebie czeka!

Z serii porywających osobowości, przedstawiam jeszcze moje największe dzieło uczynione podczas pobytu w Poznaniu. Przed Państwem Ziggy!


Ziggy powstała, kiedy zorientowałam się, że madziowa Clawdeen jest tak mało charakterystyczna, że w ogóle zapomniałam, że ją ma. Kiedy już bardziej organoleptycznie próbowałam zaprzyjaźnić się z wilczycą, jedyne co odczuwałam, to klej na jej głowie, który trochę przeszkadzał nam w kontaktach. Rzuciłam dość bezmyślnie "ej mogę jej zrobić dredy?" i chyba równie bezmyślną odpowiedź twierdzącą otrzymałam. No to co, jedziem z koksem, szydełko w łapę i działamy! Wiem jak bardzo Ziggy jest daleka od rasta ideału, ale tworzona była bardzo niskobudżetowo, z tego co akurat było pod ręką i przez bardzo niewprawionego dredodziergacza, bo pierwszy raz w ogóle coś takiego robiłam. No i brakuje jej bardzo ważnego rekwizytu jeszcze... Przez przewinięciem niżej ostrzegam, nie pokazujcie tego rodzicom i nie próbujcie tego w domu!






I podsumowując ten wyjazd, cała impreza razem: